2009-04-26

Czym jest Kościół

Wydaje mi się, że właśnie pokusą naszego aktywnego i racjonalistycznego społeczeństwa jest spoglądanie na Kościół przez pryzmat komisji, gremiów i obrad. Ludzie chcieliby Kościół uczynić bardziej namacalnym i praktycznym tworem, chcieliby w nim widzieć poniekąd ludzkie dzieło, w którym większość decyduje, w co mamy wierzyć, w co nie możemy wierzyć itp. Ale przy takim podejściu tylko by go od siebie odsunęli. Kościół nie sięgałby już życia - a tym bardziej Boga.
By dobrze zrozumieć Kościół, musimy go rozpatrywać przede wszystkim od strony liturgii. Tutaj Kościół jest najbardziej sobą, tutaj Chrystus stale go porusza i odnawia. W liturgii musimy żyć Kościołem od strony Pisma Świętego, sakramentów, wielkich modlitw chrześcijańskich. Właśnie w ten sposób można, jak mówi Leon I Wielki, stopniowo rozwiać dym, który utrudnia widoczność, usunąć piasek, który nam sypnięto w oczy.
A wówczas dostrzeżemy, że Kościół sięga znacznie głębiej. Że przynależy doń wspólnota świętych, wspólnota tych, którzy nas poprzedzali – obejmująca również prostych, bezimiennych świętych. Że Kościół żyje w wielu wierzących, którzy czują się wewnętrznie związania z Chrystusem, i że jego korzenie sięgają przede wszystkim samego Chrystusa. Chrystus jest niezmienną siłą, która ożywia ten winny krzew i pozwala mu wydawać owoce. W tym sensie można powiedzieć, że właściwa rzeczywistość Kościoła znacznie przekracza wszystko, co można w nim uchwycić metodami statystycznymi czy spowodować uchwałami. Kościół jest organizmem, w którym obieg życia zaczyna się w samym Chrystusie.



kard. Joseph Ratzinger
"Bóg i świat" wywiad przeprowadził Peter Seewald


Przedsoborowe

"Istotnie, w szerokich kręgach nie ma dla jakiejś kościelnej decyzji, tekstu, przepisu liturgicznego czy jakiejś osoby nic gorszego, niż kiedy się o nich powie, że są "przedsoborowe". W myśl tej opinii społeczność katolicka musiała do roku 1965 pozostawać w zgoła przerażającym stanie."



kard. J. Ratzinger: Nowa pieśń dla Pana, wyd. Znak 2005, s. 204


2009-04-25

Architektura sakralna


Stan współczesnej architektury sakralnej jest opłakany. Świadomość teologicznych tradycji, które złożyły się na to, czym jest chrześcijańska świątynia zanika na Zachodzie przynajmniej od 300 lat.
Dzisiaj doszliśmy do sytuacji, w której trudno jest spotkać naprawdę piękny współczesny kościół. Jest taki wiersz ks. Twardowskiego „Oprowadzanie po piekle”, który kończy się znamiennie:


A tam na prawo ksiądz proboszcz psioczy.
Postawił kościół jak plac kultury z krzyżem.


Sam widziałem taki kościół. Obawiam się, że nie był to ten sam, który wspomina ksiądz – poeta. Takich jest więcej.
A jeszcze w średniowieczu było inaczej. Budownictwo sakralne w tym okresie miało znacznie większe znaczenie niż kiedykolwiek później. Budynek kościelny był nie tylko konstrukcją z drewna i kamieni. Kościół średniowieczny miał duszę. Posługiwał się pewnym kanonem środków wyrazu. Dam jeden przykład. Kilka lat temu oglądałem projekt jednego z kościołów. Najbardziej charakterystyczna w tym projekcie była ostatnia wzmianka opisu, mówiąca że projekt wnętrza będzie wykonany później przez kogoś innego. Współczułem tej osobie i tym, którzy mieli się w tym kościele modlić.
Gdzie się modlimy: na zewnątrz czy w środku? Kościół buduje się od środka nie od zewnątrz. To starożytna świątynia pogańska była ukształtowana w ten sposób, że wierzący stali na zewnątrz, a w środku było mieszkanie bóstwa, w związku z tym najważniejsze było zewnętrzne ukształtowanie budynku, zewnętrzna kolumnada, ołtarz stawiano przed wejściem.
Chrześcijanie zawsze celebrowali wewnątrz, ich świątynia zawsze miała charakter domu; kolumnady, ołtarz i zdobienia były w środku. Dlatego też najłatwiej odnajdowali się w bazylikach: kilkunawowych budowlach, których powszechnie używano w późnym antyku także do celów świeckich. Przy adaptowaniu świątyni pogańskiej, co nierzadko się wówczas zdarzało, częstą praktyką było wypełnienie zewnętrznej kolumnady murem i przebicie arkad w ścianie pomieszczenia, tak by powstała trójnawowa przestrzeń. Akcent kładziono na wnętrze budynku.
Podstawowym błędem, jaki popełniają dzisiaj projektanci kościołów, jest powrót do optyki pogańskiej, skupienie się przede wszystkim na zewnętrznym ukształtowaniu bryły. Architekt wnętrz otrzymuje wówczas przestrzeń już zdefiniowaną, która go ogranicza. Jeśli chcemy spojrzeć na świątynię chrześcijańską teologicznie, to musimy zawsze patrzeć od środka, od tego co jest wewnątrz, a dopiero potem wychodzić na zewnątrz. Kościół buduje się od ołtarza, od przestrzeni sanktuarium, stamtąd dopiero rozrasta się w przestrzeni.
W starożytności nie było ważne jak kościół wygląda na zewnątrz. Znaczenie miało to, co jest w środku, ponieważ kościół był przede wszystkim domem.



O. Tomasz Kwiecień
"Pochwała ciała. Liturgia i człowieczeństwo", Kraków 2004, s. 21-24.


2009-04-12

Dobra prawdziwego małżeństwa

To są dobra, dla których małżeństwo jest dobre: potomstwo, wierność małżeńska, sakrament.
WIERNOŚĆ małżeńska oznacza, że poza węzłem małżeńskim nie ma być cudzołóstwa z żadną osobą trzecią; POTOMSTWO, że z miłości ma być ono przyjęte, z dobrocią pielęgnowane, pobożnie wychowane; SAKRAMENT zaś, że związek małżeński nie ma być rozrywany i mąż rozwiedziony lub żona rozwiedziona nie mają zawierać nawet ze wzglądu na potomstwo innego małżeństwa. To jest jakby prawidło małżeńskie, przez które przyrodzona płodność została uszlachetniona, a występek niepowściągliwości opanowany



św Augustyn

Małżeństwo

Przez małżeństwo łączą się więc dusze i zrastają z sobą; a zrastają się prędzej i ściślej niż ciała, nie przemijającym afektem zmysłów i uczuć, lecz rozważnym i silnym nakazem woli. Z tego zjednoczenia dusz powstaje z rządzenia Bożego święty i nienaruszalny węzeł.

Istota ta małżeństwa, wyjątkowa i jej tylko właściwa, stawia je o całe niebo wyżej nie tylko od kojarzeń zwierząt, kierowanych ślepym tylko instynktem przyrodzonym, w których niema ni rozumu, ni zdecydowanej woli, lecz stawia ją też wyżej od ludzkich małżeństw dzikich, pozbawionych wszelkiego prawdziwego i uczciwego węzła woli i nie mających nic wspólnego z prawdziwym pożyciem domowym.



Pius XI CASTI CONNUBII

O Mszach dla dzieci i zmianach w liturgii...




- Dzieci mają radochę z osiołkiem, ale Ksiądz nie lubi osobnych Mszy dla najmłodszych.

– Całe życie odprawiałem Mszę dla dzieci, bardzo to lubiłem. Stopniowo jednak ogarniało mnie przeświadczenie, że uczestniczę w spektaklu, który skończyć się może tylko na festiwalu kabaretów w Zielonej Górze. Powiem krótko i naukowo: infantylizm, misiumilizm i trampolizm. Na usprawiedliwienie swoje mogę tylko powiedzieć, że nigdy w życiu nie odprawiłem Modlitwy Eucharystycznej z udziałem dzieci, gdyż idąc tym tropem, trzeba by napisać modlitwę z udziałem dorożkarzy albo psychiatrów. Jestem wiernym fanem papieża Benedykta XVI. Mało czytam, ale „Ducha liturgii” Józefa Ratzingera znam chyba na pamięć. Myślę, że Papież przywracając stary ryt, nie liczy na to, że stanie się on powszechny, ale że zobaczymy w nim, jakie błędy popełniliśmy po 1969 roku. A równocześnie uświadomimy sobie, że zmiany posoborowe były konieczne. W starej kaplicy naszego kościoła już dawno powróciliśmy do starego ołtarza apsydowego. Części stałe śpiewamy po łacinie, a z muzeum powróciły rzymskie ornaty i nakrycia kielichowe. Już piąty rok we wszystkie niedziele Wielkiego Postu odprawiamy Mszę św. po łacinie, śpiewamy chorał gregoriański i wyrzucamy z kościoła mikrofony. Dla uczciwości muszę dodać, że kilka dni temu miałem sen. I have a dream! Śniło mi się, że Jimi Hendrix zmartwychwstał. Mimo drzwi zamkniętych wszedł do naszego kościoła, stanął koło choralistów gregoriańskich i przypakował ze swej gitary słodkie dźwięki. Kosmicznie nowe i czyste. Śpiewak Robert Pożarski dostał ataku serca. Stare i nowe razem. Najgorsze, co się może wydarzyć, to jest środek: byle jaki, bez wyrazu, keyboardowo-plastikowy.



Ksiądz, czyli osioł i pół
Rozmowa z ks. Wojciechem Drozdowiczem


2009-04-11

Czystość




Aby bronić swojej czystości, św. Franciszek z Asyżu tarzał się w śniegu, św. Benedykt rzucił się w krzak ciernisty, św. Bernard zanurzył się w lodowatym stawie...A ty coś uczynił?




św. Josemaria Escriva


2009-04-02

Przestrzeganie norm liturgicznych jest wyrazem miłości Kościoła.

Niestety, trzeba z żalem stwierdzić, że począwszy od czasów posoborowej reformy liturgicznej, z powodu źle pojmowanego poczucia kreatywności i przystosowania, nie brakowało nadużyć, które dla wielu były przyczyną cierpienia. Pewna reakcja na «formalizm» prowadziła niekiedy, zwłaszcza w niektórych regionach, do uznania za nieobowiązujące «formy» obrane przez wielką tradycję liturgiczną Kościoła i jego Magisterium, i do wprowadzenia innowacji nieupoważnionych i często całkowicie nieodpowiednich.

Czuję się zatem w obowiązku skierować gorący apel, ażeby podczas sprawowania Ofiary eucharystycznej normy liturgiczne były zachowywane z wielką wiernością. Są one konkretnym wyrazem autentycznej eklezjalności Eucharystii; takie jest ich najgłębsze znaczenie. Liturgia nie jest nigdy prywatną własnością kogokolwiek, ani celebransa, ani wspólnoty, w której jest sprawowana tajemnica. Apostoł Paweł był zmuszony skierować naglące słowa do wspólnoty w Koryncie z powodu poważnych uchybień w celebracji eucharystycznej, którą sprawowali podzieleni (skísmata), tworząc różne frakcje (airéseis) (por. 1Kor 11, 17-34). Również w naszych czasach posłuszeństwo normom liturgicznym powinno być na nowo odkryte i docenione jako odbicie i świadectwo Kościoła jednego i powszechnego, uobecnionego w każdej celebracji Eucharystii. Kapłan, który wiernie sprawuje Mszę św. według norm liturgicznych, oraz wspólnota, która się do nich dostosowuje, ukazują w sposób dyskretny, lecz wymowny swą miłość do Kościoła.
(...)Nikomu nie można zezwolić na niedocenianie powierzonej nam tajemnicy: jest ona zbyt wielka, ażeby ktoś mógł pozwolić sobie na traktowanie jej wedle własnej oceny, która nie szanowałaby jej świętego charakteru i jej wymiaru powszechnego.




Jan Paweł II ECCLESIA DE EUCHARISTIA


Msza jest Skarbem dla którego eksperymenty są zbyt groźne

«Skarb» jest zbyt wielki i cenny, żeby ryzykować jego zubożenie czy też narażenie na szwank przez eksperymenty, bądź praktyki wprowadzane bez uważnej oceny ze strony kompetentnych władz kościelnych. Ponadto, centralny charakter tajemnicy eucharystycznej wymaga, ażeby taka ocena została dokonana w ścisłym kontakcie ze Stolicą Apostolską. Jak pisałem w posynodalnej Adhortacji apostolskiej Ecclesia in Asia: «Taka współpraca jest istotna, gdyż Święta Liturgia wyraża i sprawuje jedną wiarę, wyznawaną przez wszystkich, a ponieważ jest ona dziedzictwem całego Kościoła, nie może być określana przez Kościoły lokalne w izolacji od Kościoła powszechnego».





Jan Paweł II ECCLESIA DE EUCHARISTIA


Zewnętrzna postwa jest równie ważna

W kontekście tego wzniosłego poczucia sensu tajemnicy staje się zrozumiałe, w jaki sposób wiara Kościoła w tajemnicę eucharystyczną wyraziła się w dziejach nie tylko poprzez potrzebę wewnętrznej postawy pobożności, lecz także przez szereg zewnętrznych wyrazów, mających na celu przywołanie i podkreślenie doniosłości sprawowanego wydarzenia. Tu bierze swój początek droga prowadząca stopniowo do określenia specjalnego statutu normującego liturgię eucharystyczną, w poszanowaniu różnych tradycji kościelnych, które prawowicie się wytworzyły. Na tym fundamencie rozwinęło się także bogate dziedzictwo sztuki. Nawiązując do chrześcijańskiej tajemnicy, architektura, rzeźba, malarstwo, muzyka bezpośrednio lub pośrednio znajdowały w Eucharystii motyw wielkiego natchnienia.



Jan Paweł II ECCLESIA DE EUCHARISTIA


Czemu Msza ma być piękna i "bogata"

Tak jak kobieta z Betanii, Kościół nie obawiał się «marnować», poświęcając najlepsze swoje zasoby, aby wyrażać pełne adoracji zdumienie wobec niezmierzonego daru Eucharystii. Nie mniej niż pierwsi uczniowie, którzy mieli przygotować «dużą salę», Kościół w ciągu wieków i przy zmieniających się kulturach czuł się zobowiązany, aby sprawować Eucharystię w oprawie godnej tej wielkiej tajemnicy. Nawiązując do słów i gestów Jezusa, i rozwijając obrzędowe dziedzictwo judaizmu, narodziła się liturgia chrześcijańska.
Cóż może wystarczyć, aby w odpowiedni sposób przyjąć dar, który Boski Oblubieniec nieustannie czyni z siebie dla Kościoła-Oblubienicy, zostawiając kolejnym pokoleniom wierzących Ofiarę dokonaną raz na zawsze na Krzyżu i czyniąc z siebie samego pokarm dla wszystkich wiernych? Nawet jeżeli logika «uczty» budzi rodzinny klimat, Kościół nigdy nie uległ pokusie zbanalizowania tej «zażyłości» ze swym Oblubieńcem i nie zapominał, iż to On jest także jego Panem, a «uczta» pozostaje zawsze ucztą ofiarną, naznaczoną krwią przelaną na Golgocie. Uczta eucharystyczna jest prawdziwie ucztą «świętą», w której prostota znaków kryje niezmierzoną głębię świętości Boga: O Sacrum convivium, in quo Christus sumitur! Chleb łamany na naszych ołtarzach, ofiarowany nam, jako pielgrzymom wędrującym po drogach świata, jest panis angelorum, chlebem aniołów, do którego nie można się zbliżać bez pokory setnika z Ewangelii: «Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój» (Mt 8, 8; Łk 7, 6).



Jan Paweł II ECCLESIA DE EUCHARISTIA


Cel małżeństwa

Małżeństwo jako instytucja naturalna, na skutek woli Stwórcy, ma za swój pierwszy i wewnętrzny cel nie wzajemne doskonalenie się małżonków, lecz rodzenie i wychowanie nowego życia. Inne cele pochodzące także z natury małżeństwa, nie znajdują się na równym poziomie z tym pierwszym celem, a tym bardziej nie są one odeń wyższe, przeciwnie - są mu w sposób istotny podporządkowane. Odnosi się to do każdego małżeństwa, także niepłodnego



Pius XII, Do położnych, 29 X 1951 r.