Nasze życie duchowe zależy zasadniczo od Eucharystii. Bez niej wiara i nadzieja gasną, a miłość stygnie.
Benedykt XVI, 4 czerwca 2005
Nasze życie duchowe zależy zasadniczo od Eucharystii. Bez niej wiara i nadzieja gasną, a miłość stygnie.
Jakże cierpię teraz, gdy we wspaniałych kościołach szukam, gdzie właściwie jest tabernakulum - wyrzucone z centralnego miejsca nie wiadomo gdzie. Nie, nie zgodziłam się nigdy z tą decyzją Kościoła, żeby ksiądz w czasie Mszy św. stawał twarzą do ludu ani z tym, żeby tabernakulum wobec tego umieścić gdzieś z boku. W moim pojęciu ksiądz w czasie Podniesienia ma być w kontakcie z Nim, z Bogiem, i świat ma mu zniknąć z oczu, a zostać ma tylko Ten, który w jego ręce schodzi z nieba. A ludzie mają oglądać nie księdza, ale biały Opłatek, wzniesiony wysoko w kapłańskich rękach.
Wanda Półtawska
Kto się publicznie spowiada, nie chce rozgrzeszenia, ale aprobaty.
Tolerować znaczy pamiętać, że to, co tolerujemy, na nic więcej nie zasługuje.
Ludzie nie bardzo dzisiaj rozumieją, jakie korzyści płyną ze sztywnych, ściśle określonych form zachowania. Zasadnicza korzyść polega na tym, że raz ustalona forma w rzeczywistości jest ciągle zmienna. Mam na myśli, że przez samą swoją sztywność stanowi probierz wszelkich zmian w naszym podejściu do niej.
Poranne wstawanie, dajmy na to, jest sztywną formą zachowania. Gdyby nie to, ja na przykład nigdy bym rano nie wstawał. Zrywanie się skoro świt to nie dla mnie - i żadna ludzka siła nie zmusiłaby mnie do czynu tak sprzecznego z moją naturą. Ale właśnie dlatego, że z konieczności wstaję rano, dostrzegam, że jeden dzień jest jasny i błękitny, inny bury i osnuty mgłą, a jeszcze inny zimny, jasny i srebrzysty, i stosownie do tego zmienia się mój humor.
Pod promiennym, słonecznym błękitem nastrój lekko mi się obniża; idealna pogoda ma w sobie coś bezlitosnego. Kiedy dzień jest jasny i chłodny, mam nastrój zwyczajny, a kiedy dokoła wisi mgła, czuję się znakomicie, bo mgła ma w sobie coś z atmosfery krańca świata albo, jeszcze lepiej, powieści detektywistycznej. Lecz nie doceniałbym tych różnic, gdybym nie miał obowiązku zachowywać się w określony sposób - gdybym, czy to pod turkusową kopułą nieba, czy pod żółtawym parasolem mgły, nie musiał przechodzić przez te same męczące rytuały wstawania, mycia się i ubierania.
I dokładnie tak samo się sprawy mają w wypadku odprawiania identycznych ceremoniałów stulecie po stuleciu. Sztywna, niezmienna forma pozwala krytycznie i z dystansem spojrzeć na zmieniające się społeczeństwo. Na tej samej zasadzie, jeśli od dziecka wykonujemy tę samą czynność, na przykład prowadzimy dziennik albo obchodzimy urodziny, tylko ten stały obyczaj pozwala nam dostrzegać zmiany.
Ceremoniał nie jest czymś martwym i drętwym. Wręcz przeciwnie, to dzięki niemu ludzie potrafią się ocknąć w czasach, kiedy ich umysł drzemie. To, co nazywamy martwą przeszłością, jest czasem jedynym żyjącym elementem, który pozwala tchnąć ducha w strupieszałą teraźniejszość. I całkiem serio uważam, że gdybyśmy wszyscy musieli odbywać jakiś ceremoniał identyczny w każdym szczególe jak w wiekach ciemnych, dopiero wtedy oczy by się nam otworzyły na całe zło i absurd naszej epoki.
„Wszyscy na ziemi stali się mordercami ludzi, bratobójcami, ojcobójcami, dzieciobójcami. A wynaleziono jeszcze coś straszniejszego i bardziej niesłychanego: matka godziła w ciało, które sama na świat wydała, godziła w tych, których wykarmiła własną piersią, i owoc swoich wnętrzności w swych wnętrznościach grzebała! Nieszczęsna matka stawała się straszliwym grobowcem, pożerając dzieci, które w łonie nosiła.”
Mężczyzna i kobieta są dla siebie zwierciadłem; ich odmienność objawia każdemu z nich własną tożsamość
Ludzie, którzy codziennie na nas patrzą, zawsze coś wypatrzą... Nie zawsze się im wszystko podoba, choćby to nawet było dobre. Znosić to cierpliwie i przyjmować spokojnie, jest wielką umiejętnością, mądrością i warunkiem wewnętrznego spokoju.
Chrystus pragnął objawić się narodom. Z chwilą, gdy przy Bożym
Dzieciątku uklękli przedstawiciele różnych narodów, rozpoczęło się dzieło Kościoła powszechnego, całego ludu Bożego. Żłóbek dziecięcy Jezusa jest kołyską Kościoła powszechnego.
Tak często słyszymy: niech Kościół nie wtrąca się do spraw politycznych. My się nie wtrącamy do spraw politycznych we właściwym tego słowa znaczeniu, ale powiedzcie mi, co dzisiaj na świecie jest sprawą polityczną, a co nią nie jest? To wszystko są sprawy ludzkie, a Kościół posłany jest, aby chrzcić i nauczać narody, mówiąc im, co zwycięża świat, co może ulżyć w jego niedolach, mękach, bólach i trwogach.
Nie trzeba ciągle innych ganić, karcić, wytykać. Należy zawsze odwoływać się do Bożych wartości, które są w każdym człowieku, chociażby ten człowiek był najbardziej sponiewierany i zniszczony.
Miłość ma w sobie przedziwną ruchliwość i zdolność rodzenia "nowego"; nawet grób rozwali i pieczęć rozerwie, aby wybiec na świat i wieścić nowe
Życie.
Każda prawdziwa miłość musi mieć swój Wielki Piątek. To nie krzyż się chwieje, to świat się chwieje i toczy - Krzyż stoi!
Im świat będzie dalej od Boga, tym bardziej będzie Boga spragniony. Im więcej będzie nasycony dobrobytem, tym bardziej będzie głodny Boga.
Nowoczesna służba Bogu i ludziom to nie jest zespół dyspens i zwolnień, ale zaproszenie do ofiary z siebie.
„Dbałość o adorację i sposób sprawowania Eucharystii nie jest zatem sprawą drugorzędną. Chodzi o to, by jej uczestnicy mogli doświadczyć piękna tajemnicy Chrystusa. Piękno liturgii bowiem nie jest kwestią estetyzmu, lecz sposobem, w jaki prawda o miłości Boga w Chrystusie do nas dociera, urzeka nas i zachwyca”
Pewien nurt interpretacyjny, powołując się na ducha soborowego, chciał wprowadzić nieciągłość, czy wręcz przeciwstawność Kościoła przed i po Soborze, negując niekiedy obiektywne rozgraniczenie między posługą hierarchiczną i odpowiedzialnością świeckich w Kościele – mówił Papież. – W szczególności zaś pojęcie Ludu Bożego było przez niektórych interpretowane według kryteriów czysto socjologicznych, w sposób niemal wyłącznie horyzontalny, który wykluczał odniesienie wertykalne do Boga. Poglądy te są w sposób oczywisty sprzeczne z literą i duchem Soboru, który nie chciał zerwania, innego Kościoła, lecz prawdziwej i głębokiej odnowy w ciągłości tego samego podmiotu, Kościoła, który wzrasta w czasie i rozwija się, pozostając jednak tym samym, jednym podmiotem pielgrzymującego Ludu Bożego.
Z drugiej strony trzeba przyznać, że rozbudzone w ostatnich latach energie duchowe i duszpasterskie nie zawsze przyniosły oczekiwany wzrost i rozwój. Widać bowiem, że w niektórych wspólnotach kościelnych po okresie pełnym gorliwości i inicjatyw nastał czas osłabionego zaangażowania, znużenia, niekiedy niemal stagnacji, a także oporu i sprzeciwu względem soborowego nauczania, który przejawia się w różnych poglądach formułowanych w imię Soboru, lecz w rzeczywistości sprzecznych z jego duchem i literą.