2009-02-05

Łacina vs. języki narodowe

Dariusz Rosiak : Ja mam trochę co innego. Lubię chodzić do kościoła i słuchać mszy w języku, którego nie rozumiem. Zresztą do tego nie trzeba żadnych egzotycznych podróży, niedawno byłem na Węgrzech i jedyne słowo, które rozumiałem podczas mszy to było "Jezu". Ale oczywiście znałem całą liturgię, więc wiedziałem, co się dzieje. W Dar es Salaam wylądowałem kiedyś w kościele, gdzie czarna Matka Boska nosiła na plecach czarnego Jezusa, wszyscy apostołowie, bohaterowie wszystkich stacji Drogi Krzyżowej byli czarni i msza przypominała koncert muzyki etnicznej. A równocześnie to było moje. Dopiero w takich okolicznościach można zrozumieć, na czym naprawdę polega powszechność Kościoła, siła jego tradycji i atrakcyjność. To jest niezwykle wzruszające poza wszystkim.

Wojciech Cejrowski: To, co pan mówi, to jest laudacja na cześć łaciny w Kościele. Ja wiem, że języki narodowe przybliżyły ludziom treści liturgii, ale przecież po kilkunastu czy kilkudziesięciu latach my i tak nie słyszymy, co ksiądz do nas mówi. Powtarzamy pewne formułki mechanicznie, przecież gdy ktoś co tydzień wypowiada Credo, to nie dokonuje za każdym razem rozbioru logicznego tego, co mówi, tylko mantruje. To już lepiej po łacinie - tymi samymi słowami na całej planecie.




http://www.rp.pl/artykul/190046.html